Księżniczka sanepidu

Hélène Delmaire

Cześć, to ja.
Ta świadoma.
Wróciłam.

Czuję się trochę przedmiotem długotrwałego eksperymentu na samej sobie. Jeszcze nie wiem do końca, kto go przeprowadza wraz ze mną, choć wolałabym mieć pełną kontrolę nad kierunkiem, w jakim toczy się rtęciowa kulka wydarzeń, ale nawet Pandora miała ściśle określony zakres obowiązków.

Do puszki.

Jeśli chodzi o ostatnie wyposażenie wnętrz własnych, to dziękuję, projekt nie był zbytnio nowatorski, wymaga wyburzeń, z troską o niezawalenie się całej konstrukcji.

Studiuję bowiem ścianę, do której doszłam.
Wysoka.

Pech architekta: zamiast oparciem, stała się największą przeszkodą. Różnica przy takiej wysokości bywa trudna do wychwycenia. Wszystko zależy, kto kogo obchodzi. Mnie obchodziła ściana, a powinno być odwrotnie.

Spędziłam pod nią wiele tygodni, aż zaczęłam rozumieć, że muszę w niej zrobić drzwi.
Sama.

A może inaczej.
Nie że muszę.
Zaczęłam rozumieć, że ja te drzwi MOGĘ.
Mogę móc.

Czasowniki modalne w głowie kobiet: to jest pole straszliwych nadużyć.
Tam warto by wkroczyć i obalić związki potulnej zgody i cudzego rządu.
Większość życia trwoniona na słowo "powinnam" i "nie mogę".
Z wyraźnie zarysowaną pulą cudzego przy "powinnam" i swojego tuż obok "nie mogę".

Chce mi się już straszliwie radości i ulgi.
Marzę o uldze.
Ale najpierw zmiana. Drzwi, okna. Powietrze.

Co się okazało zbyt późno: rzeczy, których się nie chce, nie da się chcieć. 

Opowiem Wam inną przygodę moją, o życiu bez pragnień i higieny psychicznej.

Wyznaję: sabotowałam.
Starałam się nie brać udziału.
Byłam długo mieć depresję.

Depresja była sabotażem absolutnym, wygaszeniem czynności życiowych, strajkiem w nadziei, że sprawa rozwiąże się sama, a problemy znikną. Ale nade wszystko depresja była przewrotnym, zastępczym kanałem samoinformowania się, że na żytą przez samą siebie wersję życia bynajmniej się nie zgadzam i że jej nie chcę.

Nie umiałam tylko mówić, że nie chcę. Mówić w sposób bardziej bezpośredni. Nie potrafiłam także okazać potrzeb, ponieważ nie umiałam mieć potrzeb. Jedynie gniew z powodu ich niezaspokojenia.

Dopiero tamtędy miałam szansę dostać się do miejsca zawalonego moimi potrzebami i moimi ocenami sytuacji, moją niezgodą.

Depresja była niezgodą totalną, a jednocześnie aksamitną rewolucją opartą na bierności oraz zaniechaniu, sabotażem istniejącego układu. Cel był jeden: układ miał runąć pod moją nieobecność, a ja do pracy w sabotażu wyrobiłam w sobie księżniczkę sanepidu.

Księżniczka dostała zimą ostrzeżenie, ale nie jest łatwo znaleźć na jej miejsce kogoś, kto znałby mnie tak dobrze, na oślep wykonując wszystkie zaniechania.

Tośmy się wreszcie razem położyły na dłużej.
Nie móc.

Obejrzałam wtedy całą swoją drobną patologię wewnętrzną.
Interesowało mnie wyłącznie bycie odrzuconą.
Tam szukałam potwierdzenia.

Może nadal tego szukamy z księżniczką, ale już to wiemy o sobie i nie pozwalamy dłużej. Na chcenie niczego, co dla nas niezdrowe.

Przez ostatnie miesiąca wytworzyłyśmy w sobie coś bardzo cennego: tryb ewakuacja. Nigdy wcześniej nie działał.

Umiemy się wynieść z opresji.
Nie wchodzimy ani na krok dalej.

Księżniczka zrzędzi, nie do tego przecież urodzona.
Patrzę, jak mnie namawia: poniechciejmy jeszcze.

Ale już dłużej się nie da.
Przyuczam teraz taką starszą we mnie.
Ogrodniczkę.
Będziemy uprawiać gdzie indziej, co innego.
Patrzę życzliwie jak we mnie pracuje.





Komentarze

  1. Pięknie napisane. W życiu dotkliwie trudne. Nie da się niestety tej cholernej ściany przeskoczyć ani obejść. Trzeba ją kruszyć i po kawałku wyburzać a to mnóstwo roboty.
    Trzymaj się!
    aga.ta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najtrudniej wpaść na to, że da się skruszyć chociaż odrobinę.
      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Wciągnęłam się i odnalazłam cząstki siebie. Nie przestawaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam nie przestawać.
      Kiedy czytasz, to widzę na nowo.

      Usuń
  3. Macham gałązką z mojego ogródka :) Skruszać się zaczęłam tygodni kilka wstecz. Działa. Nos wypełniają powoli aromaty wiosenne, a ogród zaczyna bycie sam sobie okrętem. Tymi moimi palcyma.
    Zmiany, zmiany.
    Powietrza dużo więc z tą gałązką ślę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz